Przejdź do głównej zawartości

WIELKI DZIEŃ...

Dla większości nic takiego ale dla mnie to był Wielki Dzień...

Byłyśmy dzisiaj z Zosią pierwszy raz na zajęciach dla maluchów. Coś na kształt przedszkola w wersji mini. Takie zajęcia organizuje nasz Ośrodek Kultury. Można robala zostawić na trzy godziny z innymi robalami i baaardzo miłą panią.

Troszkę się stresowałam prawdę mówiąc. Zośka do tej pory miała raczej mały kontakt z rówieśnikami. Dużo czasu spędza z Zuzią ale to jednak pięć lat różnicy...

Pojechałyśmy na dziesiątą. Opowiadałam Zośce już od pewnego czasu, o tych zajęciach i ona bardzo się cieszyła, że się na nie wybieramy.

Ja bałam się, że Zośka - zwykle na początku bardzo "powściągliwa" w kontaktach z nowymi osobami - będzie się trzymać mojej nogi i marudzić. A tu niespodzianka... 

Od razu przywitała się z panią. Bez problemu poszła do sali. Pierwsza gotowa do zaproponowanych przez panią zabaw.  Piłki, misie, chusta, namiot, tunel... 

Ja nawet nie wchodziłam do sali. Siedziałam sobie na korytarzu (wreszcie będę mogła nadrobić trochę zaległości w lekturach). Przez pierwszą godzinę drzwi były otwarte. Potem pani zamknęła drzwi dla próby - co się będzie działo. 

Trzecia godzina była trochę trudniejsza. Zośka już zmęczona, zaczęła mnie szukać, więc musiałam być w pogotowiu. Była nawet mała, krótka rozpacz - konflikt w sprawie zabawek - ale też pewnie spowodowany zmęczeniem.

Rety, rety jestem dumna z mojego żuka. Naprawdę :-) 

Zajęcia mamy na razie dwa razy w tygodniu. Zobaczymy jak będzie dalej... ale mam nadzieję, że Zocha się na dobre rozkręci i będziemy tam jeździć przez cały, najbliższy rok.   

Komentarze