Przejdź do głównej zawartości

Do trzech razy sztuka?

Dzisiaj nie widziałyśmy się prawie trzy godziny. Zośka na górze, w sali. Ja na dole, w kawiarni, z kawusią, przy laptopie, nie do końca skupiona na pracy...

Ale młoda dała radę. Ciocia Ewelina powiedziała nawet, że Zosia była grzeczna :-)

Stara też dała radę ;-)

Mamy też pierwszą pracę przyniesioną z zajęć, wykonaną przez Zofię... z pomocą cioci Ewelinki... wydaje mi się, że dosyć dużą pomocą cioci Ewelinki...





Plamy na bluzce to nie to, że moje dziecko brudne czy zaniedbane chodzi... żeby nie było... przed fotką straszliwe pragnienie nas dopadło ;-)

Dzisiaj był też pierwszy duuuży dla mnie minus zajęć. Jedno dziecko przyszło z katarem. Właściwie to samo nie przyszło a zostało przez mamę przyprowadzone. I kurde, zła jestem na siebie, że mamie uwagi nie zwróciłam, bo według mnie to trochę nie fajne było. A właściwie bardzo nie fajne. 

Nigdy tego nie rozumiałam i z całą pewnością nigdy nie zrozumiem. Jak można mieć wszystko i wszystkich dookoła gdzieś i myśleć tylko o sobie. Przecież wiadomo, że dziecko od dziecka łapie choróbska w tempie ekspresowym. No gdyby jeszcze ta mama miała podbramkową sytuację i musiała dziecko zostawić. Ale skąd! Mama siedziała sobie spokojnie na korytarzu, pod salą, calutkie trzy godziny. 

Nie chciałam robić zadymy, bo po co, skoro jest tak miło. Ale jak w czwartek sytuacja się powtórzy to chyba jednak się odezwę...

Komentarze