Przejdź do głównej zawartości

Tata odprowadza Zosię do Klubu Malucha...

Monż mój osobisty miał wczoraj wolne przedpołudnie. Zaproponowałam więc, żeby odwiózł Zosię na zajęcia. 

Monż mówi,że chętnie ale żeby razem ze mną bo jeszcze Zocha zarządzi bunt i nie będzie chciała zostać.


Mówię dobra i jedziemy we trójkę. Trzęsący się rodzice nad małą, bezbronną, biedną królewną...


Zocha tradycyjne już jak tylko widzi obiekt wycieczki zaczyna odprawiać w samochodzie swój "taniec" radości. 


Wysiadamy, idziemy do szatni. Zośka piszczy ze szczęścia. 


Z tatą za rączkę wdrapuje się po schodach. Na każdym schodku obowiązkowe "opś". Matka podąża za nimi. Tata wydaje się jakiś taki jakby lekko "stremowany"...?


Wchodzimy na górę. Zocha widząc otwarte drzwi do sali dostaje natychmiastowego przyspieszenia, puszcza rękę taty i robi dzidalca nie oglądając się nawet za rodzicami. O żadnych tam "papapapapapaaaa" czy buziakach nie wspomnę.


Rodzice jacyś tacy jakby  bezbronni, biedni zostają z debilnymi minami... 


Komentarze