Z okazji dzisiejszych imienin Zofii mojej, postanowiłyśmy upiec ciacio.
A że pora na antonówki to oczywiście SZARLOTA :-)
Antonówki na szarlotę są absolutnie i bezdyskusyjnie NAJLEPSZE :-)
Szarlotę moją na kruchym cieście uwielbiają domownicy. A i ja sama nieskromnie przyznam, że jest boska :-)
Podaję więc INSTRUKCJĘ :-)
POTRZEBA:
2,5 szkl. mąki
1 margaryna
4 żółtka
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki cukru (do ciasta)
2 kg antonówek
1 łyżeczka cynamonu
1/2 szkl. cukru
Ciacho oczywiście musimy zagnieść na stolnicy.
Mąkę (2 szklanki, pozostałe pół szklanki zostawiam do wgniecenia w ciasto), cukier i proszek do pieczenia wysypuję na stolnicę.
Wrzucam na to zimną margarynę i kroję nożem.
Trzeba uważać bo mąka potrafi pobrudzić paluszki ;-)
Jak już trochę pokroję margarynę, dorzucam żółtka i z całości zagniatam ciasto.
Uwaga! Mąka potrafi pobrudzić nawet całe rączki ;-)
A teraz część najważniejsza. Tajemnica najbardziej kruchego ciasta na świecie...
Trzeba bardzo dokładnie... porobić dziurki w cieście...
bardzo dokładnie uklepać...
I znowu dziurki...
A potem ciasto zawinąć w folie aluminiowa i do zamrażalnika na pół godzinki.
Teraz pora na antonówki. Umyć, obrać, utrzeć na grubej tarce. Zasypać cukrem i cynamonem. Ja to zawsze na oko robię, a właściwie na smak...
Zostawić tak chwil parę, żeby puściły soki.
Ciasto podzielić na dwie części w proporcjach 1:3 Rozwałkować większą część, wyłożyć prodiż lub blachę jak kto woli. Ja zawsze piekę w prodiżu.
Jabłka odsączyć na sitku (bardzo dużo soku puszcza antonówka). Wyłożyć na ciasto. Całość przykryć drugą częścią ciasta.
I tutaj dowolność. Może być zwyczajnie rozwałkowana (ja zawsze tak robię), można porwać na małe kawałeczki i poukładać na jabłkach, można zetrzeć na tarce (ale tu musi być bardzo zmrożona). Można poszaleć jednym słowem...
Ja w prodiżu piekę około 70 minut. Czasem dłużej. Podglądam przez szybkę ;-) Musi mieć kolor złoty, wpadający w brąz :-)
Jeszcze ciepłą posypuję pudrem, cukrem pudrem.
Najbardziej lubię jak jest jeszcze ciepła i rozpada się na talerzyku... Mniamniuśna :-)
Na koniec chciałam wrzucić takie ładne zdjęcie pięknego, równiutkiego kawałeczka szarlotki. Taki kawałeczek można ukroić dopiero jak szarlotka całkowicie, ale to całkowicie wystygnie.
No i kurde chyba się nie uda... ;-)
A że pora na antonówki to oczywiście SZARLOTA :-)
Antonówki na szarlotę są absolutnie i bezdyskusyjnie NAJLEPSZE :-)
Szarlotę moją na kruchym cieście uwielbiają domownicy. A i ja sama nieskromnie przyznam, że jest boska :-)
Podaję więc INSTRUKCJĘ :-)
POTRZEBA:
2,5 szkl. mąki
1 margaryna
4 żółtka
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki cukru (do ciasta)
2 kg antonówek
1 łyżeczka cynamonu
1/2 szkl. cukru
Ciacho oczywiście musimy zagnieść na stolnicy.
Mąkę (2 szklanki, pozostałe pół szklanki zostawiam do wgniecenia w ciasto), cukier i proszek do pieczenia wysypuję na stolnicę.
Wrzucam na to zimną margarynę i kroję nożem.
Trzeba uważać bo mąka potrafi pobrudzić paluszki ;-)
Jak już trochę pokroję margarynę, dorzucam żółtka i z całości zagniatam ciasto.
Uwaga! Mąka potrafi pobrudzić nawet całe rączki ;-)
A teraz część najważniejsza. Tajemnica najbardziej kruchego ciasta na świecie...
Trzeba bardzo dokładnie... porobić dziurki w cieście...
Uklepać...
bardzo dokładnie uklepać...
I znowu dziurki...
A potem ciasto zawinąć w folie aluminiowa i do zamrażalnika na pół godzinki.
Teraz pora na antonówki. Umyć, obrać, utrzeć na grubej tarce. Zasypać cukrem i cynamonem. Ja to zawsze na oko robię, a właściwie na smak...
Zostawić tak chwil parę, żeby puściły soki.
Ciasto podzielić na dwie części w proporcjach 1:3 Rozwałkować większą część, wyłożyć prodiż lub blachę jak kto woli. Ja zawsze piekę w prodiżu.
Jabłka odsączyć na sitku (bardzo dużo soku puszcza antonówka). Wyłożyć na ciasto. Całość przykryć drugą częścią ciasta.
I tutaj dowolność. Może być zwyczajnie rozwałkowana (ja zawsze tak robię), można porwać na małe kawałeczki i poukładać na jabłkach, można zetrzeć na tarce (ale tu musi być bardzo zmrożona). Można poszaleć jednym słowem...
Ja w prodiżu piekę około 70 minut. Czasem dłużej. Podglądam przez szybkę ;-) Musi mieć kolor złoty, wpadający w brąz :-)
Jeszcze ciepłą posypuję pudrem, cukrem pudrem.
Najbardziej lubię jak jest jeszcze ciepła i rozpada się na talerzyku... Mniamniuśna :-)
Na koniec chciałam wrzucić takie ładne zdjęcie pięknego, równiutkiego kawałeczka szarlotki. Taki kawałeczek można ukroić dopiero jak szarlotka całkowicie, ale to całkowicie wystygnie.
No i kurde chyba się nie uda... ;-)
Komentarze
Prześlij komentarz