Przejdź do głównej zawartości

Rozkręcamy się...

Chorowania ciąg dalszy...

Bez wizyty u lekarza się niestety nie obyło. Przed gabinetem Zośka z drugą małą, nowopoznaną królewną szalały na całego... No a jak przekroczyłyśmy tylko próg gabinetu, zarzuciła swój standardowy program... 

Rozdarła japonkę na całego. Darła się, przez całą wizytę i pytała Jus? Jus? Jus? Zwykle do lekarza zabieram ze sobą jeszcze jakiegoś asystenta i po badaniu wystawiam Zośkę na korytarz, żeby spokojnie porozmawiać z lekarzem. Niestety tym razem byłam sama, więc nie łatwo było mi już nawet nie tyle prowadzić konwersację z panią doktor co słyszeć jej kwestie... Uff dobrze, że oni zawsze zapisują wszystko na karteczce... hihi Co innego, że nieczytelnie... ;-)

Generalnie nic takiego się nie dzieje. Katar trochę zelżał ale chrypa już nie bardzo i Zocha nadal trzeszczy jak drzwi od starej szafy...

A poza tym rozwija front... Zaraziła już babcię, dziadek jakiś taki niewyraźny jest a monż mój reprezentuje sobą stan agonalny... 

Póki co TFU!!! TFU!!! TFU!!! ino ja się ostałam TFU!!! TFU!!! TFU!!!

Jako, że w domu siedzieć musimy to wymyślamy różne takie tam i tak oto stworzyłyśmy pięęęękną wyklejankę...





W planach mamy już kolejną i kolejną i kolejną... I na pewno się pochwalimy ;-)

Komentarze