Witam się z Wami serdecznie w Nowym Roku i na wstępie obiecuję, że POSTARAM SIĘ pisać częściej niż w roku poprzednim.
Mam nadzieję, że Sylwestra spędziliście tak jak lubicie :-)
Ja w domu. Choć właściwie nie do końca.
Dziadkowie Zosi wybierali się na imprezę Sylwestrową, bliziutko bo w siedzibie naszej OSP. Pomyślałam sobie, że może zabiorę dziewczyny na chwilkę. Niech sobie potańczą. A co tam!
Zocha zapaliła się do pomysłu natychmiast, mimo, że nie spała cały dzień. Pojechałyśmy coś koło osiemnastej. Istne szaleństwo.
Mimo, że w zasadzie goście się jeszcze nawet nie zaczęli na dobre schodzić dziewczyny bawiły się na całego. Dołączyła do nich szkolna koleżanka Zuzi, też zresztą Zuzią. Zośka była zachwycona - miała dwie Zuzie. Szalała tak, że buty jej z nóg spadały ;-)
Ewakuowałyśmy się przed dwudziestą. Ale twarda jest Zośka, powiem Wam. Jak ją wsadzałam do samochodu, widzę, że padnięta i mówię "Zmęczona jesteś kochanie. Zaraz pójdziemy spać"
Na co Zośka oburzona - "Nie jetem męciona mamooo. Nie cie pać" po czym zasnęła w drodze do domu, trwającej mniej więcej 2 minuty...
A Zuzia... wróciła do domu sporo po północy ;-)
Dziewczyny zaszalały na całego ;-) Nie ma co.
A matka z tatą przy winku, przed telewizorkiem (nic nie było ciekawego do obejrzenia - dramat poprostu) dotrwali do godziny pierwszej dnia następnego.
Nowy Rok natomiast zaczęliśmy wycieczką! Do stolycy! Wybraliśmy się we czwórkę na Stare Miasto.
Dziewczyny ucieszone. My potem trochę mniej bo z Zochą łatwo nie jest. Oczywiście na swoich nogach nie ma mowy, tylko "na jęcie" i to oczywiście "jęcie" mamy :-(
Za to schody są każdej jej... Nie ważne wysokie, czy niskie, z barierką czy bez. Każde pokonuje sama. Dotknąć jej nawet nie można. Masakra i śmierć w oczach jak się na nią patrzy i próbuje bez dotykania asekurować...
A na Starówce oczywiście cudnie. Efekty fajniejsze byłby z pewnością wieczorem, ale Zocha mogła by skapitulować już w drodze do Wa-wy bo po wczorajszych szaleństwach chyba troszkę zmęczona była dzisiaj ;-)
I dalej na Trakcie Królewskim...
I karoca! Najbardziej oblegana. Trzeba było aż czekać w kolejce...
Zośka przez cały czas skakała i piszczała z radości a jak się w końcu doczekałyśmy na swoją kolej to matka została niestety z karocy wyproszona... przez własne dziecko...
Dwie focie na tle...
I do domku.
Było super (poza tym noszeniem na rękach wiercącego się grubsona). Polecam taką wyprawę jak ktoś ma taką możliwość.
Mam nadzieję, że Sylwestra spędziliście tak jak lubicie :-)
Ja w domu. Choć właściwie nie do końca.
Dziadkowie Zosi wybierali się na imprezę Sylwestrową, bliziutko bo w siedzibie naszej OSP. Pomyślałam sobie, że może zabiorę dziewczyny na chwilkę. Niech sobie potańczą. A co tam!
Zocha zapaliła się do pomysłu natychmiast, mimo, że nie spała cały dzień. Pojechałyśmy coś koło osiemnastej. Istne szaleństwo.
Mimo, że w zasadzie goście się jeszcze nawet nie zaczęli na dobre schodzić dziewczyny bawiły się na całego. Dołączyła do nich szkolna koleżanka Zuzi, też zresztą Zuzią. Zośka była zachwycona - miała dwie Zuzie. Szalała tak, że buty jej z nóg spadały ;-)
Ewakuowałyśmy się przed dwudziestą. Ale twarda jest Zośka, powiem Wam. Jak ją wsadzałam do samochodu, widzę, że padnięta i mówię "Zmęczona jesteś kochanie. Zaraz pójdziemy spać"
Na co Zośka oburzona - "Nie jetem męciona mamooo. Nie cie pać" po czym zasnęła w drodze do domu, trwającej mniej więcej 2 minuty...
A Zuzia... wróciła do domu sporo po północy ;-)
Dziewczyny zaszalały na całego ;-) Nie ma co.
A matka z tatą przy winku, przed telewizorkiem (nic nie było ciekawego do obejrzenia - dramat poprostu) dotrwali do godziny pierwszej dnia następnego.
Nowy Rok natomiast zaczęliśmy wycieczką! Do stolycy! Wybraliśmy się we czwórkę na Stare Miasto.
Dziewczyny ucieszone. My potem trochę mniej bo z Zochą łatwo nie jest. Oczywiście na swoich nogach nie ma mowy, tylko "na jęcie" i to oczywiście "jęcie" mamy :-(
Za to schody są każdej jej... Nie ważne wysokie, czy niskie, z barierką czy bez. Każde pokonuje sama. Dotknąć jej nawet nie można. Masakra i śmierć w oczach jak się na nią patrzy i próbuje bez dotykania asekurować...
A na Starówce oczywiście cudnie. Efekty fajniejsze byłby z pewnością wieczorem, ale Zocha mogła by skapitulować już w drodze do Wa-wy bo po wczorajszych szaleństwach chyba troszkę zmęczona była dzisiaj ;-)
I dalej na Trakcie Królewskim...
I karoca! Najbardziej oblegana. Trzeba było aż czekać w kolejce...
Zośka przez cały czas skakała i piszczała z radości a jak się w końcu doczekałyśmy na swoją kolej to matka została niestety z karocy wyproszona... przez własne dziecko...
Tata prawie stracił balona...
Dwie focie na tle...
I do domku.
Było super (poza tym noszeniem na rękach wiercącego się grubsona). Polecam taką wyprawę jak ktoś ma taką możliwość.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :-)
pięknie, byliśmy w wilanowie w labiryncie swiatła
OdpowiedzUsuńMy na starowke mamy blisko:) lubimy - w szczegolnosci wieczorem. pozdrawiamy
OdpowiedzUsuń