Przejdź do głównej zawartości

263. DAMY, DZIEWUCHY, DZIEWCZYNY...


Dzisiaj kolejna recenzja książki, ale tym razem dla młodszej publiki, a właściwie to nie. Nie ma zaleceń wiekowych. To lektura dla każdego. 

"Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy" autorstwa Anny Dziewit-Meller, wydana przez Znak Emotikon. 



Zacznijmy od tego, jak to się stało, że nabyłam tę oto książkę. Pani Anno z góry przepraszam, ale naprawdę tak było. Na fb śledzę profil pana Marcina Mellera. Na początku października pan Marcin pochwalił się a w zasadzie zachęcał, jak sam to określił "dumny i blady" do kupowania tej książki córkom i synom. No i zaintrygował mnie. Ale kiedy 15 października na funpage'u pana Marcina zobaczyłam instagramowe zdjęcie, które mnie rozwaliło, zamówiłam od razu. Kto ciekaw zdjęcia niech zerknie na https://www.facebook.com/marcin.meller1/ i poszuka pod datą 15.10.2017
Tym razem dwóch panów do zakupu przekonywało ;-) 

A więc książkę zamówiłam, odebrałam i do czytania się zabrałam. Przeczytałam chyba ze trzy rozdziały i myślę sobie - Po ki czort ja to czytam sama?Przecież od razu Zośkę trzeba w to wciągnąć. I jeszcze tego samego dnia zaczęłyśmy czytać razem.

Naszą przewodniczką i "opowiadaczką" jest Heńka czyli Henryka Pustowójtówna - dziewczyna z Powstania Styczniowego.  Słyszeliście kiedykolwiek o niej? Szczerze? Ja? Kiedyś, gdzieś, może. Ale, żeby wiedzieć coś więcej to już niekoniecznie.

I właśnie o to chodzi w tej książce. Anna Dziewit Meller opowiada historię kilkunastu kobiet, Polek, które odegrały ważną rolę w naszej historii, ale niekoniecznie dzisiaj o nich pamiętamy. O niektórych wiemy coś więcej o innych prawie zupełnie nic.

W książce wystąpiły:




Nie są to typowe biografie, tylko w fajny, prosty sposób opowiedziane historie pań a właściwie opowieści o tym co one robiły, czym się wyróżniły, dlaczego są tak ważne. Heńka opowiada a momentami prowadzi dialog z czytelnikiem, używając potocznego języka, który bez problemu trafia do czytelnika młodocianego. Żadnego mądrzenia się, wyszukanego słownictwa itp. Jeśli już pojawiają się jakieś nowe, trudniejsze hasła to po każdym rozdziale w ramkach są one wyjaśnione. 
Całość uzupełniona rysunkami pani Joanny Rusinek.






Zośka tak się wciągnęła, że kazała mi czytać w dzień (gdzie do tej pory wszelkie nasze czytanie odbywało się wieczorem, przed snem). Się namęczyłam, bo akurat trafiło na czas choroby mojego gardła... 

Ludzie piszą, że to lektura obowiązkowa dla każdej pani małej i dużej. Nie wiem czy obowiązkowa ale z całą pewnością my polecamy i to wcale nie tylko kobitkom ale też facetom. 





Komentarze

Prześlij komentarz