Nasi "fejsbukowi" fani wiedzą już, że zrobiliśmy sobie krótki wypad na Mazury.
Dziadek z babcią zaprosili nas na weekend do Krainy Wielkich Jezior.
Początkowo Zośka nie bardzo chciała jechać, twierdząc, że ona nie może zostawić domku. Szybko jednak dała się przekonać.
Na miejscu stwierdziła: Dziadziuś miał lację, żeby jechać na Mazuly.
A koniec pobytu stwierdziła, że chciałaby już zostać na Mazurach na wszystkie dni ;-)
A koniec pobytu stwierdziła, że chciałaby już zostać na Mazurach na wszystkie dni ;-)
Wyruszyliśmy w piątek rano.
Choć Zośka nie lubi długo podróżować samochodem, całkiem dzielnie zniosła trasę.
Na miejscu była tak zachwycona, że nawet nie chciała z nami pojechać na zakupy, co w jej przypadku jest absolutnym precedensem. Z babcią i Zuzią (reszta załogi pojechala na Mazury dzień wcześniej) obleciały cały ośrodek w ciągu pół godziny.
Oczywiście nie obyło się też bez pierwszej kąpieli w jeziorze. Pływanie w rękawkach czy kole a nawet w rękawkach i kole ;-) idzie jej naprawdę świetnie :-)
Wieczorne karmienie kaczek. Jedna nawet spojrzała mi prosto w obiektyw...
Trochę pobiegane z piłką :-)
Ale największą atrakcją wieczoru było łowienie ryb. Dziadek obiecał jej to jeszcze w domu i Zofija nie mogła się wprost doczekać.
Wiem, pomost strasznie okupany, ale co poradzić, takie życie ;-) Zośce to w ogóle nie przeszkadzało. Bawiła się świetnie. Żeby nie wystraszyć rób mówiła: Nie maltwcie się lybki, nie zjem was. I oczywiście wszystkie wypuszczała do wody :-)
Kolejny dzień był bardzo aktywny. Z rana jezioro. Tym razem zdobyte na rekinie ;-)
Najfajniejsza zabawa? Przepływanie na rekinie pod pomostem ;-)
Po porannym orzeźwieniu krótki wypad do Giżycka :-)
Spotkaliśmy tam... David'a. Tak się polubiliśmy, że wrócił z nami :-)
A to zdjęcie na dowód, że też tam byłam ;-)
Przesuwany most bardzo się Zosi podobał.
Po południu pojechaliśmy na wycieczkę do Wilczego Szańca.
Zośka niestety usnęła po drodze i na początku wycieczki była trochę marudna. Ale pierwsze wejście do bunkra poprawiło jej humor :-)
Z dziadziusiem :-)
Autor tego zdjęcia - Zofia :-)
Nieźle, co?
Tato jesteśmy na góze śfiata... Cokolwiek by to miało znaczyć...
Wielka, betonowa ściana bunkra podparta patyczkiem na szczęście :-)
Wiadomo, że w ciemnym bunkrze najlepiej chodzić w ciemnych okularach ;-)
Inni niech sobie chodzą z latarkami ;-)
No i mapa to podstawa. Szkoda tylko, że tata kupił ją na sam koniec wycieczki ;-)
A po wycieczce na obiad do Giżycka :-)
Ah co to był za dzień ;-) SUUUUUPER :-)
Na sam koniec dziewczyny sadziły roślinki na plaży. Zasadziły też zośkowego tatę... Kto wie, może coś z niego wyrośnie ;-)
Niedziela - ostatni dzień pobytu. W sumie to kawałek dnia, ale też całkiem intensywny. Po śniadanku na wodę.
Oto kapitan naszego pirackiego... rowerka ;-)
Po rowerku ostatni raz do jeziora :-)
Z żaglami w tle...
No i rozstanie z placem zabaw... Było naprawdę trudne...
Zośka kocha wszystkie place zabaw. Nie ważne, czy nowe i wypasione, czy stare i pozostawiające wiele do życzenia ;-)
Było wspaniale. Krótko ale cudownie. Zresztą z takim małym turystą, któremu się wszystko podoba i który jest tak entuzjastycznie nastawiony do nowych rzeczy, zawsze jest suuuper :-)
Jakby to powiedziała Zofia:
Dziadziusiu dziękujemy za zaplosenie na Mazuly :-)
Zazdrościmy Mazur, zwłaszcza w tak upalne lato!!! Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuń