Gada o tym od dłuższego czasu. Najbardziej na świecie chciałaby mieć kotka.
Niestety zwierzątko w naszym przypadku to niemożliwa niemożliwość, bo nie mieszkamy u siebie. Kotek jest jeszcze bardziej niemożliwy bo mamusia kotków nie znosi.
Jakiś czas temu bardzo chciała mieć ślimaka. W słoiku.
Jakoś udało mi się jej wytłumaczyć, że ślimak w słoiku będzie bardzo nieszczęśliwy.
Wczoraj postanowiła mieć czmielika...
Trzmielików się bała. Udało mi się jednak jej wytłumaczyć, że trzmieliki wcale nie są groźne. Nie atakują człowieka, no chyba, że w obronie własnej.
Zapamiętała, że trzmieliki nie są groźne i zapałała do nich wielką miłością. Niestety nie zapamiętała, że jednak, w sytuacji podbramkowej, mogę się bronić.
Wczoraj wymyśliła sobie, że bardzo, ale to bardzo chce mieć trzmielika. Swojego. Własnego. W butelce, ewentualnie w słoiku.
Spokojnie wytłumaczyłam, że absolutnie MOWY NIE MA.
Wypiła sok i próbowała nawet złapać trzemielika do butelki. W porę jednak to zauważyłam i zapobiegłam porwaniu biednego owada, tudzież atakowi owada, uczynionemu w obronie koniecznej.
Jakieś dwie godziny później siedzę sobie na górze przed kompem. Słyszę - Zocha drze japonię jak poparzona. Myślę sobie, pewnie znowu zobaczyła muchę. Ostatnio tak dziwnie reaguje na różne takie owady i robale. Babcia leci, dziadek leci. Dobra lecę i ja.
Lecę i widzę. Na stole stoi butelka. Butelka jest zakręcona. W środku butelki jakiś owad.
Zdaniem Zośki to czmielik, według mnie coś innego, ale nie wiem co.
Nie wiem ile czasu polowała to tego biedaka i jak jej się to udało, ale faktem jest obecność owada w zamkniętej butelce. Nie użądliło jej to stworzenie na szczęście. Darła się bo "trzmielik" szedł po ściance zakręconej butelki (wewnętrznej ściance) do góry. I tego właśnie wystraszyło się moje dziecko.
Udało mi się, po długiej rozmowie, przekonać dziecię, że czmielikowi jest w tej butelce baaardzo źle, że jest smutny, brakuje mu powietrza i na pewno bardzo tęskni za swoją rodziną.
Z ogromnym żalem i ogarnięta wielką rozpaczą, rozdarta między chęcią posiadania zwierzątka i koniecznością oraz potrzebą wypuszczenia go na wolność,
w końcu postanowiła, że go uwalniamy.
Potem jeszcze godzina rozpaczania i zalewania się łzami z nieschodzącym z ust jękiem "Mój kochany czmieliczek".
Dumna jestem, że zwróciła stworzonku wolność. Przerażona wizją Zośki, której zamarzy się posiadanie osy, pszczoły albo szerszenia....
Kup jej karpia i niech pływa w wannie;p
OdpowiedzUsuń