No co, co!? Nie udał się...
No cóż. Zamysł i pomysł na pierwszy rzut oka całkiem dobre. Z wykonaniem gorzej.
Położyłam Zośkę na podłodze, na ręczniku, na płasko. Hm... No nie bardzo... Podłożyłam pod głowę poduszkę, żeby dało się jakoś tą wodę nalać.
Niestety największa strzykawka wodą strzela. Za duża moc. Dzięki temu jedynie poduszka była mokra no i niezły ubaw miałyśmy.
Mała strzykawka bardziej sterowalna. Ale z kolei ciężko utrzymać dziecię bez ruchu, tak aby woda się nie wylała zanim uda się ją zmierzyć...
Hm... tak czy siak... wnioski moje są następujące:
1. Nasza lejkowatość jest mała.
2. Spóobujemy wykonać eksperyment jeszcze raz w najbliższym czasie z udziałem Zośkowego taty.
3. Zośkowa matka nie nadaje się do wykonywania eksperymentów medcznych.
To tyle w kwestiach medyczno-eksperymentalnych.
Muszę Wam jeszcze coś pokazać.
Wczoraj Zośka miała przynieść do przedszkola kamień. To co zrobili z kamieni jest genialne. Na zdjęciach niestety nie robi aż takiego wrażenia. Na żywo powala.
ŁĄKA W WYKONANIU PSZCZÓŁEK :-)
Cudowna, prawda?
A to wczorajszy powrót z przedszkola ;-)
Komentarze
Prześlij komentarz