Przejdź do głównej zawartości

Zocha piecze ciasto...




Weekend, weekend i po weekendzie. Dla mnie ten weekend był pod znakiem OSP. I sobota i niedziela prawie w całości "strażackie". Zocha spędziła więc prawie cały weekend tylko z tatą.

W sobotę wróciłam w miarę wcześnie ok. 15-tej i postanowiłyśmy zrobić z Zośką ciacio z labalbalem :-)



Było fajowo. Pracowałyśmy we dwie... no i trochę pomogły nam smerfy... 

Bo rzecz dziwna się stała...

Najpierw razem wycięłyśmy rabarbar z ogródka. Potem Zośka przytaszczyła długie pędy do domu, położyła na stole i zajęła się czymś na dworzu. 

Nadle wpada do domu, patrzy na stół "Mamo, mamo dzie jeś labalbal? Nie ma labalbalu!!!"

Obszukała całą kuchnię, altankę i pół podwórka. Potem wróciła do domu i... Na stole stała miska, w niej rabarbar ale... pocięty na mała kawałki... 





Po przeprowadzonym śledztwie doszłyśmy do wniosku, że to smerfy musiały nam ten rabarbar pociąć. Innego wytłumaczenia tej dziwnej sytuacji nie ma ;-)

I taki był właśnie smerfny wkład w nasze ciasto. Resztę zrobiłyśmy same i podajemy przepis :-)

SKŁADNIKI:

250 g margaryny
szklanka cukru
3 łyżki wody
2 jajka
2 szklanki mąki pszennej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Margarynę rozpuściłyśmy razem z cukrem i wodą w garnku (nie zagotować). Potem wystudziłyśmy :-)




Wystudzoną margarynę, mąkę, proszek do pieczenia i jajka zmiksowałyśmy dokładnie.









Ciasto wylałyśmy do prodiża wysmarowanego masłem i wysypanego bułką tartą. Na ciasto poukładałyśmy pocięty przez smerfy rabarbar :-)









Piekłyśmy ciasto około godziny, co chwilą podglądając przez szybkę czy rośnie ;-)


W oczekiwaniu na efekt końcowy - mały relaksik :-)













Zocha się zrelaksowała a ciacio się upiekło i wyszło pyszniaste :-)



Przepis znalazłam kiedyś w sieci. Niestety nie pamietam gdzie :-( 

SMACZNEGO :-)



Komentarze