Przejdź do głównej zawartości

Dzika...

Dziecko mi dziczeje...


Nie wiem co się dzieje, ale się dzieje...

Zośka w ciągu ostatnich kilku tygodni jakieś dziwne zachowania i reakcje uskutecznia...

W piątek poprzedni tzn. 2 maja, przed piknikiem, byliśmy całą czwórką (ja, Zośka, jej tata i Zuzia) pompować balony dla dzieciaków na piknik. Że balonów dużo (trzysta) pompowaliśmy sprężarką. Zośka podekscytowana na maksa. I zdarzyło się, że jeden balon pękł. Zocha - osobnik którego pęknięcie balona doprowadzało do tej pory do chichotu - w ryk. Siłą żadną nie szło jej zatrzymać. Od razu do domu...

Następnego dnia przyszła na piknik (na który się "szykowała" od tygodnia). Uśmiech od ucha do ucha. Pełna radość!!! Jak tylko zobaczyła balony, od razu w tył zwrot i nie ma zmiłuj - wróciła z tatą do domu...

Wczoraj z kolei świętowaliśmy urodziny dziadka Zosi. Kupiliśmy tort, przywieźliśmy do domu. Zocha jak zwykle excited. Wszystko super do momentu aż odpaliłam "fontannę" na torcie... Scenariusz jak wyżej...

A swoją drogą tort była MEGA!!!!!








Już się naprawdę zaczynamy o nią martwić...

Zbliżające się Zośkowe urodziny pewnie będę musiały się odbyć bez balonów i bez "fajerwerków tortowych".

Bez czego jeszcze... czas pokaże...

Komentarze