Przejdź do głównej zawartości

Ciacio ziobiło...

Dzisiaj poza zakupami, ostatnim szyciem, manicurami itp. był dzień pieczenia makowców i pierniczków.

Makowce delikatnie się przypiekły, ale zjadliwe są :-)



A pierniczki? No cóż, pierniczki obiecane były już dawno i Zośka od kilku dobrych dni pieczenia pierniczków się domagała. I dzisiaj wyjścia już nie było, trzeba było piec (choć wcale mi się nie chciało)

Upiekłyśmy same z Zochą. Zuzia dołączyła do nas przy dekorowaniu.

A zaczęło się tak...





A teraz przestroga dla rodziców. Niby wiadomo, że przy dziecku trzeba uważać na to co się mówi ale się czasem człowiekowi coś wymsknie...

Zagniatam sobie to ciasto. Jakoś tak się nie chciało w całość przeistoczyć. I tak mi się głupio powiedziało "Wygląda jak kupa"

"Mama ciacio zjobiło tupę!" Hihi co tam zabawne nawet...

Po 10 minutach Zośka już poważnie zmartwiona "Mamo ciacio ma tupę! Cieba umyć!" Jak już ciasto wylądowało w lodówce, Zośka odchodząc od stołu, wraca zerka na stolnicę niespokojnym wzrokiem "Mamo ciacio ma tupę! Umuć musiś!"

W końcu udało mi się jej wytłumaczyć, że jednak żadnej "tupy" nie ma, ale się żuczyna wkręciła nie na żarty... ;-)

A tak przebiegały dalsze prace...





A i lukier dziecko samo potrafi ukręcić ;-)


I dekorowanie...

Zośka samą siebie też mocno udekorowała ;-)












WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI :-)

Komentarze