Przejdź do głównej zawartości

256. Nasze wielkie szkockie wakacje...

To będzie baaaardzo fotograficzny post, bo co lepiej opowie niż zdjęcia...




Ten wyjazd był planowany od dawna. Wakacje u babci w Szkocji. Zośka podekscytowana bardzo. My trochę też, bo to pierwszy Zośkowy tak daleki wyjazd, pierwszy lot samolotem, pierwszy raz w obcym kraju. 

Już na lotnisku pełen odlot. Wszystko było dla Zośki ciekawe i ekscytujące.



A w samolocie - pełna ekstaza. Nie bała się nic a nic. Pełna euforia. Siedziała z nosem przyklejonym do szyby. Zero marudzenia, zero strachu, pełny odlot - dosłownie w przenośni...

Start - Warszawa. Lądowanie - Aberdeen. Kierunek docelowy - Sandhaven - samiuśka północ wyspy.






DZIEŃ PIERWSZY


Czas na aklimatyzację. Drobne zwiedzanie najbliższej okolicy. 

W pierwszej kolejności - przybrzeżne skały z namalowaną flagą Szkocji. Miejsce o którym Zośka wiedziała i do którego koniecznie chciała pojechać. 

Niestety przypływ uniemożliwił nam wspięcie się do samej flagi. Wielkie rozczarowanie Zośki. 








Dalej miejscowa plaża. Przepiękna :-)














Mimo, że cudne to jednak to Morze Północne. Po tatusiowej minie możecie się domyślać jaka temperaturę miała woda...

Choć miejscowi się kąpali. Co prawda w piankach, ale jednak...


Na plaży takie oto niespodzianki...


Następny w kolejce port we Fraserburgh.







I najprzyjemniejsze dla Zośki spotkanie tego dnia.

Foki często pojawiają się w porcie. Zawsze coś tam dla nich spadnie z kutrów rybackich.




DZIEŃ DRUGI 

Pierwsza dłuższa wyprawa. Akwarium w MACDUFF.

Niestety fotki słabe, bo robione telefonem, bez flesha, żeby nie denerwować stworzonek.














I na sam koniec dnia, plac zabaw. Tuż za płotem, więc Zośka nas katowała nim bardzo. W zasadzie to głownie babcię...

I o placu zabaw muszę coś napisać. Mimo, że Sandhaven to malutka miejscowość to plac zabaw duży. Jakość sprzętów nieporównywalna do tych, które można spotkać w Polsce. Wszystko super mocne. Nie byle jakieś rurki i deski, które po roku użytkowania się niszczą. Wszystko super hiper. A cały teren wysypany kawałkami drewna. Nie ten paskudny piasek, który sypie się do butów a którego ja szczerze nie znoszę. 

Jak dla mnie genialne.





DZIEŃ TRZECI

Wieka wyprawa do supermegaśnego parku rozrywki Landmark Forest Adventure Park

To byłą wyprawa na cały dzień, bo raz, że dwie godziny jazdy samochodem, dwa, że mnóstwo atrakcji. Zresztą nie ze wszystkich zdążyliśmy skorzystać... 

Pierwsza i najbardziej hardcorowa, jak dla pięciolatka - wysoka zjeżdżalnia wodna...
Zośka zjechała z tatą dwa razy.





Labirynt, w którym naprawdę można się zgubić i napotkać różne różności...






No i wspinaczka. Dziecię uparło się, że chce przejść Tarzan Trail. Wszystko zawieszone na wysokości minimum trzy metry. Poszła z tatą, całkiem nieźle jej szło, jednak odpuściła. Za to świetnie się bawiła na Monkey Trail.









Na szczęście udało mi się ja odwieść od kolejki górskiej. Tata skorzystał i jak twierdzi, był to ostatni raz w jego życiu...

A po drodze takie widoki :-)

HIGHLANDS










Dzień niezwykle intensywny. Dziecko przeszczęśliwe i zmęczone na maksa. Choć, jak zresztą każdego dnia, spać poszła ok 23:00 czasu polskiego. Normalnie w domu padała ok. 20:00

No cóż białe szkockie noce nie ułatwiały nam szybkiego zasypiania...


DZIEŃ CZWARTY

Wyprawa na skały. Cudnie. Było po prostu cudnie.

Pewnie Was dziwi, że pogoda piękna a Zośka w czapce. Cóż, to Szkocja, nad samym morzem. Wieje prawie non stop, a po całkiem niedawnych przygodach z uszami, wolałam dmuchać na zimne...

















"Glonojady" piękne, prawda?



Kieszenie wypchane kamieniami...












Dwie foty z Fraserburgh...





DZIEŃ PIĄTY

Kolejny park rozrywki.

Bardzo polecamy THE DEN & THE GLEN

Najpierw dwie godziny w kulkowej sali zabaw a potem wyprawa do krainy bajek...































I ku ogromnej radości Zośki w parku były też zwierzęta.....









DZIEŃ SZÓSTY

Niestety nie udało nam się zobaczyć żadnego "całego" zamku. Wszystkie są położone zbyt daleko. Ale za to bardzo blisko znaleźliśmy ruiny. Kiedyś całkiem okazały zamek, dzisiaj już tylko pozostałości.

PITSLIGO CASTLE w ROSEHEARTY















Wszędobylskie stokrotki :-)






A prosto z zamku wyprawa na plażę...






























Najlepsza zabawa - wrzucanie kamieni do wody. Zośka mogłaby tak cały dzień...














DZIEŃ SIÓDMY. OSTATNI :-(

Udało się zdobyć flagę Szkocji :-) Największe marzenie Zosi :-)








Wyjeżdżamy :-(






Co dobre szybko się kończy. Dla mnie skończyło się obustronnym zapaleniem uszu.

Ale i tak były to  Najlepsze wakacje ever!

Komentarze

Prześlij komentarz